środa, 6 czerwca 2012

Zakochance ♥

- Co jest? - odwrocil sie zdziwiony.
- Cicho bo nas zobacza! - szturchnelam go w plecy.
- No, ale kto...? - odwracal glowe do tylu probujac na mnie spojrzec.
- No jak to kto?! - oburzylam sie. - Oni! - wskazalam palcem na pare calujacych sie ludzi.
- No i co w zwiazku z tym? - caly czas stal do mnie tylem zaslaniajac mnie.
- Jay! - krzyknelam. - No przeciez to jest Justyna i Tom! Nie, nie! To Ola i Max! Chociaz to chyba Zuza i Niall!
Jay zrobil facepalm'a.
- Nie wiem co dzisiaj bralas, ale zmniejsz dawki! - zaczal isc.
Nie wiedzialam o co mu chodzi.
Ten jednak nie wygladal jakby chcial mi to wyjasnic.
Caly czas szedl w strone pary.
- Chodz... no chodz! - odwrocil sie do mnie i zawolal gdy byl jakies 3 metry od zakochanych.
Ruszylam niepewnym krokiem.
- Masz tu swoich Maxa i Ole, Justyne i Toma, Zuze i Nialla... - zaczal pukac po glowie zelazna rzezbe.
- A..aa..aaa..ale przyznasz, ze wygladaja realistycznie! - patrzalam z niedowierzaniem na lawke, na ktorej " siedzieli zakochani ".
Jay pokrecil tylko glowa i ruszyl przed siebie.

Po jakichs 20 minutach spaceru brzuch bolal mnie ze smiechu.
Jay caly czas opowiadal jakies glupoty.
- O! Patrz! - wskazal palcem na grupke ludzi zblizajaca sie do nas. - Ida uciekinierzy!
Ola, Justyna, Zuza, Max, Tom i Niall szli smiejac sie.
- O! Hej! - krzyknela Ola.
My z Jayem poczekalismy az podejda. Nie chcielismy sie wydzierac po nocach.
- Siema! - Zuza wystawila zeby w usmiechu.
- Toniiiiight, we areee youuung! - Justyna zaczela spiewac.
Szczerze mowiac korcilo mnie by do niej dolaczyc, no ale przeciez bylam na nich wszystkich zla.
- Gdzie byliscie? - zapytalam.
- W sklepie. - Ola popatrzala na mnie. - I nie! Nie kupowalismy zadnej kielbasy! - dodala szybko.
- Bylismy dokupic kilka rzeczy... - Tom uniosl siatke i wyciagnal z niej szampana.
Usmiechnal sie przy tym tak slodko - z reszta jak wszyscy inni - ze nie moglam sie na nich dluzej gniewac.
Ruszylismy w strone domu spiewajac " Tooooniiiight, we areee youuuung! " - biedni sasiedzi...

- Wigle... wi wigl wigle wigle... Jest w tym domu cos do jedzenia?! - obudzil mnie krzyk Martina.
Nie wiem czemu, ale spalam na kanapie w salonie.
Justyna, Ola i Zuza rowniez tam spaly.
- Moglbys przymknac buzke? - usmiechnelam sie ironicznie podchodzac do Martina.
Tym razem na szczescie byl ubrany.
- Zrob mi cos do jedzenia! - popatrzal na mnie.
- MARTIN! Jak ja ci cos zaraz zrobie to bedzie bolalo! - krzyknela Justyna. - Zamknij sie!
- Ej... no zrob cos.. - usiadl przy malym stoliku w kuchni.
Spojrzalam na zegarek. Byla 8:30.
- Jedyne co moge ci zrobic to krzywde. - wyszlam z kuchni i ruszylam na gore.
Martin sie wyspal to i wstal wczesniej...
Caly dom byl pusty i nawet w miare wygladal.
Oprocz mnie, dziewczyn i Martina w domu byl jedynie zolw mojego brata.
Poszlam do swojej sypialni z mysla, ze sie przespie, ale jakos mi sie odechcialo.
Przekrecilam sie po kilku pokojach sprawdzajac czy wszystko jest na swoim miejscu i wrocilam na dol.
Marciak nadal czekal na sniadanie.. podobnie jak Ola, Justyna i Zuza, ktore siedzialy kolo niego.
- Nie! Nie zrobie nic do jedzenia! - krzyknelam patrzac na ich slodkie minki. - Ewentualnie moge zamowic pizze... - zaproponowalam.
Wszyscy sie zgodzili.
Po ok. godzinie siedzielismy najedzeni w salonie ogladajac kreskowki.

4 komentarze: